dziś będzie nieco inaczej niż zazwyczaj, bo nie opowiem Wam o żadnym zdobieniu ani lakierze do paznokci, tylko o kremie do rąk. o tym konkretnym chciałam napisać posta już od jakiegoś czasu, tym bardziej, że jest to mój kremowy ulubieniec od dobrych kilku lat. ten, kto mnie zna, zapewne wie, że mowa oczywiście o kremie winter candy apple z bath and body works z ich świątecznej kolekcji limitowanej.
kolekcja limitowana i ulubieniec od wielu lat? ale jak to możliwe? a no tak, że świąteczna limitowana kolekcja w bbw co roku jest... taka sama. są w niej generalnie te same zapachy tylko w nowej odsłonie graficznej. może jest to pewne pójście na łatwiznę, ale dla mnie to akurat super wiadomość! bo co roku mogę kupić mój ulubiony krem :)
dlaczego to mój ulubieniec? bo łączy w sobie wszystko, co lubię w kremach do rąk: przede wszystkim super działa i ma piękny zapach. do tego szybko się wchłania i nie zostawia na dłoniach lepkiej, ani tłustej warstwy, tylko takie jakby aksamitne wrażenie :p teraz może nie ma jeszcze mrozów, ale przez to, że znam ten krem i używam go już od co najmniej 3 lat, wiem, że właściwie żaden inny nie działa na spierzchniętą czy suchą skórę tak jak ten, kojąc ją, nawilżając i natłuszczając. i to nie na chwilę, a naprawdę na długo. a zapach? zawsze kiedy używam tego kremu, znajdzie się ktoś (w pracy, wśród znajomych, czy wcześniej na studiach), kto powie "co tak ładnie pachnie?". i naprawdę ten zapach podoba się chyba wszystkim, których znam :P
a jak ma się skład kremu do jego cudownych właściwości? nie znam się na składach (skład znajdziecie w dalszej części posta), ale kilka osób powiedziało mi kiedyś, że ten krem nie ma wcale najlepszego składu na świecie. mimo to, jedno Wam powiem: on naprawdę działa. i to działa dalej tak, jak na początku, od tych kilku lat, kiedy go stosuję. i do tego naprawdę pięknie i intensywnie pachnie.
jest jednak pewien mały minus i bynajmniej nie dotyczy on działania, a ceny. bo niestety to 59 mililitrowe maleństwo kosztuje 39zł. wiadomo, są i droższe kremy, ale ten nie należy do tych super tanich. jednak w bbw często - szczególnie po świętach - można trafić na promocje i ten krem też często jest przeceniany (najtaniej kupiłam go za 15zł)
jest jednak pewien mały minus i bynajmniej nie dotyczy on działania, a ceny. bo niestety to 59 mililitrowe maleństwo kosztuje 39zł. wiadomo, są i droższe kremy, ale ten nie należy do tych super tanich. jednak w bbw często - szczególnie po świętach - można trafić na promocje i ten krem też często jest przeceniany (najtaniej kupiłam go za 15zł)
Podsumowując:
PLUSY
- nawilża
- odżywia
- przynosi ulgę suchym i spierzchniętym dłoniom
- pięknie pachnie
- szybko się wchłania
- nie zostawia tłustego ani lepkiego filmu
- dłonie są aksamitne w dotyku
MINUSY
- cena
- możliwość kupienia tylko raz w roku
a tu dłonie i skórki po posmarowaniu kremem. ja akurat nie mam zbytniego problemu z przesuszającymi się skórkami, ale czasem potrzebują nawilżenia. i ten krem spisuje się wtedy idealnie. podoba mi się w nim też to, że właściwie od razu po użyciu dłonie się nie błyszczą (używałam już na prawdę wielu kremów i większość ma tę irytującą cechę). w przypadku winter candy apple właściwie w ogóle nie widać, że przed chwilą smarowało się dłonie kremem.
i na koniec porównanie tegorocznej szaty graficznej (z lewej) z tą z zeszłego roku (z prawej). do tej pory zimowe limitki zawsze miały takie słodkie świąteczne motywy. w tym roku opakowanie jest zdecydowanie bardziej stonowane, ale moim zdaniem już nie tak urocze jak wcześniej. mam nadzieję, że w przyszłym roku winter candy apple znów będzie podobne graficznie do poprzednich edycji ;)
znacie ten krem? macie jakichś swoich kremowych ulubieńców?